Rzecz o impregnacji.

Pewnego dnia pojawił się w zakładzie postawny mężczyzna: 

  • Czy robicie Państwo ciśnieniówkę, ale taką niewymywalną?
  • Jasne, że robimy, to jest impregnacja próżniowo-ciśnieniowa, musi być w klasie trzeciej.
  • Ale czy ja będę miał pewność, że to jest faktycznie to?

Trzeba było pokazać certyfikat, który wydajemy klientom, zaprosiłem też na wycieczkę do autoklawu, pokazałem kontenery ze środkiem impregnującym i przekroje drewna.

W odpowiedzi na pytanie skąd takie obawy o jakość impregnacji usłyszałem ciekawą historię.

Otóż mężczyzna ten jest rolnikiem. Ma dużą oborę. Na poddaszu o drewnianej konstrukcji przechowuje siano. Trzyma tam też jakieś akcesoria do pielęgnacji zwierząt. Któregoś dnia przyszedł do niego weterynarz i wszedł na górę po te akcesoria. Nagle słychać ze strychu wołanie:

  • Bolek, a Ty tu masz jakieś maszyny do szycia?
  • O co Ci chodzi?
  • To wejdź i posłuchaj!

Okazało się, że ilość owadów żerujących w drewnie konstrukcji była tak duża, że ich odgłosy brzmiały jak stukot maszyn w szwalni. Obora ma 26 lat. Po dokładnych oględzinach okazało się, że większość konstrukcji należy wymienić. Klient zdecydował się na całkowitą wymianę wiedząc, że i tak czekają go kolejne naprawy. Drewno bowiem było malowane jakimiś środkami, które w niczym nie przeszkodziły naszym słynnym spuszczelom. 

Sądzę, że w warunkach tego budynku mamy do czynienia z trzecią lub czwartą generacją (pokoleniem) tego owada. Jaka wielka jest skala jego rozwoju w optymalnych warunkach!

Szczęście, że wszedł na ten strych ktoś znający się na owadach, ich rozwoju i zwracający uwagę na takie rzeczy. Gdyby tak się nie stało skutki byłyby jeszcze droższe - zniszczenie konstrukcji, pokrycia dachowego, być może stropu...

Wniosek - słuchajmy fachowców bo nie zawsze zdajemy sobie sprawy z grożących nam sytuacji, ich realności i kosztów.